Być uzależnionym od samochodów
Mimo że mam swój wspaniały samochód, który „odpukać w niemalowane”, nigdy mnie nie zawiódł, to nadal poszukuję kolejnej sztuki. To jak uzależnienie. Mój TŻ co jakiś czas jest bombardowany nowymi pomysłami moto, typu: nowe alufelgi, przyciemnianie szyb, a w rezultacie zmiana na coś nowego. W rezultacie spełza na niczym, czyli pozostajemy przy obecnym samochodzie.
Tysiące ogłoszeń, które codziennie przeglądam wciągają jak picie porannej kawy z cukrem i mleczkiem. Pośród tych wszystkich marek i modeli znajduję coś dla siebie. Być może, na dzień dzisiejszy, była by to Skoda Octavia II. Miałam niejednokrotnie okazję przejechać się takim samochodem i gdyby przyszło mi dokonać ostatecznego wyboru, padłoby na Skodę. Biorąc pod uwagę kilka aspektów, na które zwracam uwagę, Octavia spełnia moje oczekiwania, jakie mam w stosunku do samochodu. Choć nie wiem, czy bardziej nie chciałabym Fiata Barchetty lub Mazdy MX-5, którą miałam przyjemność testować. Być może niedługo opiszę swoje wrażenia z jazdy. Jak tylko to parszywe lenistwo mnie opuści 😀
Ale jak na razie, tylko się rozglądam. Mój VW śmiga nienagannie, pali w normie, więc czegoż można wymagać więcej?! A poza tym szkoda się go pozbyć, zwłaszcza że trafił się bardzo dobry egzemplarz.
Co dalej? Na obecną chwilę z dala podziwiam Octavki, żeby na jakiś czas odżegnać nieodpartą chęć bycia jej posiadaczem. Bo jak to mówią, trzeba mierzyć siły na zamiary.
Oj, nie, Skodę Octavię, zwłaszcza w wersji kombi, prowadzi się jak ciężarówkę. Coś o tym wiem, bo na zmianę jeżdżę Skodą ojca i moim Oplem – komfort jazdy, ba, nawet przyspieszenie, zrywność, głośność – wszystko przemawia na korzyść mojejstarej, bo 9-letniego i „słabszej” (1,7 DTI w porównaniu do 1,9 TDI tatusia) Opla Astry II. Może i Skodzina pociągnie z lekkim wysiłkiem 180 km/h, mój Opelek radzi sobie całkiem nieźle ze 160 km/h, a w dodatku mniej pali (ostatnio w trasie wyszło mi około 4,5 l/100 km).