Mistrz prostej i szerokiej
Korzystając z okazji wybrałem się do Krakowa. Cóż, okazja wyglądała tak: „jedziemy”! Nie było więc dyskusji. Tak się złożyło, że jechałem Zakopianką. Jadę sobie więc tą Zakopianką i jadę, i po kliku kilometrach pierwsza zawalidroga. Cóż, najgorzej nie było, poruszała się z prawie przepisową prędkością.
Na pierwszy ogień kobieta
Uff, na szczęście udało się ją wyprzedzić (tak, to była kobieta). Nie zdążyłem się jednak długo nacieszyć komfortową jazdą, bo przed moim autem wyłoniło się coś na blachach ZKO. Zastanawiamy się z towarzyszką podróży, czy to Kołobrzeg, czy może Koszalin? Zresztą nie ma to żadnego znaczenia, bo ten ktoś jedzie przed nami jak ostatnia sierota. Ja rozumiem, droga wąska i kręta, strome podjazdy, rejestracja sugeruje przyjezdnego z daleka (zgubił się biedaczek?) Ja naprawdę wszystko rozumiem. Ale moja cierpliwość też ma swoje granice…
Uwaga sierota drogowa
Może w skrócie opiszę jak jechała wspomniana sierota: nagłe hamowanie bez potrzeby – na porządku dziennym. Niemożność utrzymania prostego toru jazdy także. Prędkość ślimaka wyścigowego. Mamy 50? Pojedziemy 40. Mamy 90? No to wyciągniemy 70. I tak przez kilka kilometrów. Zacząłem się zastanawiać, jak on (tym razem facet) ma zamiar dojechać do celu? A co najgorsze, jak dojadę ja, skoro jestem za nim, a wyprzedzić nie ma jak? 😉
Ktoś ewidentnie nie radzi sobie z samochodem. Kto wie, może młody kierowca, może papiery ma od wczoraj, może nie ma ich wcale… Zastanawiałem się tak długo, aż wyłoniły się drugi pas ruchu. Drugi pas – mój wybawca, aż miałem ochotę wysiąść i ucałować ziemię, na której go namalowano. Zaraz wcisnę gaz do dechy i wyprzedzę wilka morskiego, aż mu morską pianą oczy zajdą. Z braku morskiej piany, piany jakiejkolwiek, czy nawet kurzu, marynarzowi pozostało oglądanie mojej tylnej rejestracji. Na bezrybiu i rak ryba, nawet jeśli morska i zatęchła ciut od zbyt powolnej jazdy.
Jadę dalej. Śpieszyć się nie ma gdzie, ale przyjemność z jazdy warto mieć. Jadę więc ostrożnie, nie za szybko, ale dynamicznie. No i rozważnie, przecież fotoradary nie śpią, ktoś tego bezpieczeństwa kierowców (nic, że przeliczanego na złotówki) musi pilnować. Ci, którzy radarów się nie boją, wyprzedzali nas śmiało. Kto wie, może na zdjęciach wychodzą aż tak dobrze? Ja wychodzę źle, więc nie będę straszył własnym wizerunkiem policjantów. Jadę spokojnie.
Przeobrażenie
Już zdążyłem zapomnieć o zachodniopomorskiej łajzie drogowej, gdy nagle w bocznym lusterku widzę jak ktoś wściekle mruga światłami i popędza samochody przed sobą. Oooo temu to się musi śpieszyć.
I się śpieszyło. Tyle, że mruganie nic nie dało. Samochody przed mrugającym wojownikiem spokojnie wyprzedzały innych. Wiecie, jechałem z maksymalną dozwoloną prędkością ;-), inni wyprzedzali mnie, a tych innych poganiał wojownik. Prawdziwy twardziel. Macho czterech kółek.
W końcu wyprzedził i mnie. I co widzę? Ha! Oto i wojownik z morskiej piany. ZKO rządzi na drodze, wyprzedza wszystko, co się da i jeszcze popędza tych przed sobą. O ty…. Gdybym wcześniej wiedział jaki z ciebie bohater, to miałbyś moje światła w lusterku przez kilka kilometrów wąskiej i krętej drogi 😉
Mistrzowie prostej
Nie znoszę takich kierowców. Tam gdzie droga technicznie jest trudniejsza, jadą jak ostatnie łajzy, wolniej niż można, utrudniając innym wyprzedzanie. Ale niech tylko zacznie się dwupasmówka, niech tylko zrobi się szeroko. Wtedy mistrz kierownicy się rozkręca i pokazuje, co znaczy prawdziwa jazda. Włącza mu się instynkt samca alfa, to jego droga i on będzie pierwszy. Ot kierowca od siedmiu boleści, prawdziwy mistrz prostej i szerokiej…
Na marginesie, jadąc swoim tempem i tak przed samym Krakowem go wyprzedziłem. Zaczął się większy ruch, światła i rozjazdy więc mistrz przestał kozakować. I znowu zaczął tamować ruch. Cóż. Bywa i tak. Ale niech tylko zrobi się szeroko, to on nam pokaże, on nam na pewno jeszcze pokaże… 😉
zdjęcie: Public Domain