Sprzedawcy samochodów
Komis, salon, właściciel samochodu. Jednym słowem – sprzedawca. Różne osobowości, ale jeden cel: sprzedać samochód. W dzisiejszych czasach słowo sprzedać określiłabym jako ‘wepchać na siłę’.
W swoich podbojach komisowych i nie tylko spotkałam wielu ciekawych sprzedawców. Każdy z nich opowiadał piękne historie i fantastycznie mydlił mi oczy, byle żeby mi wcisnąć jakieś auto. Myśleli, że złapię się na hasła: bezwypadkowy, garażowany i wypisany rzekomo mały przebieg. Każdy z nas ma swoje, nazwałabym to wytyczne, którymi się kieruje w kupnie auta.
Oczywistym jest, że „bezwypadkowe” to słowo, które odgrywa elementarną rolę. Nie z mojej naiwności. Większość ofert komisowych ma wpisane bezwypadkowe, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Więc temu nie należy w ogóle wierzyć.
Sprzedawcy bardzo często żerują na naszej niewiedzy. Opowiadają nam bajki. Poza tym mają już opracowaną taktykę działania. Wystarczy im kilka pytań kupującego, żeby mogli się zorientować z jakim klientem mają do czynienia. Każdy kupujący zwraca uwagę na coś innego. Sprzedawca obserwuje. Czyha niczym tygrys. I atakuje.
Sprzedawca w komisie
Najczęściej sprzedawcy udają, że o czymś nie wiedzieli. Czyli tak zwane „palenie głupa”. „Właściciel nic nie mówił, że coś było.”, „E nie, nie bity, w całości sprowadzony”, „Nie było książki serwisowej.”, „Wie Pani, jak się kupuje auto w Niemczech to się dostaje numerek. Wchodzi Pani i albo kupuje albo nie. Bierze Pani co jest”. Najzabawniejsze jest, jak sprzedawca się chwali, że auto bezwypadkowe. A po masce widać, że niedopasowana.
„Nie bity, nie, nie…” tylko trzeba było ramę naciągać, bo miał takiego dzwona.
A są też teksty typu „Pani tylko leje paliwo i jeździ, nic nie trzeba robić, zadbany, garażowany przecież widzi Pani”. No widzę, że nie wygląda na garażowany.
Nie dajmy się zbywać. I pamiętajmy… sprzedawcy nie mają skrupułów. Jeśli nam nic nie wcisną, nie zarobią. Proste.
Sprzedawca w salonie
Miły, sympatyczny Pan Sprzedawca. Jeszcze do niedawna kobieta była na drugim planie, jeśli przychodziła kupić samochód z mężczyzną. Ona miała tylko wybrać kolor i twierdząco odpowiedzieć na pytanie męża, czy jej się podoba samochód. Czyli stanowcze, przekonujące tak.
Dziś sytuacja się zmienia. Kobieta przychodzi z mężem, bo to ona wybiera sobie samochód. A mąż płaci – kochany sponsor. Więc Pan Sprzedawca musi się liczyć z kobietą.
Są też przypadki, że przychodzi sama kobieta. Pan Sprzedawca zachwala model. I żartuje: „to jaki kolor Pani wybiera? Bo wie Pani, że kobiety to jedyne co, to wybierają kolor”. Wtedy zaskoczyłam Pana miłego Sprzedawcę, poprosiłam, żeby mi powiedział jaka jest pojemność, ile ma koni mechanicznych, jakie ma spalanie w różnych cyklach jazdy. Mina bezcenna. Po jeszcze kilku odwiedzinach… Pan Sprzedawca wprawdzie stał się już znajomym, powiedział mi, że był strasznie zaskoczony, że mu tak powiedziałam. Wytłumaczył też, że najczęściej kobiety wybierają kolor, a nie pytają się o ilość koni mechanicznych. Powiedział też, że opowiadał o mnie innym pracownikom salonu, tak go sytuacja zaskoczyła.
Więc Pan Sprzedawca w salonie, nigdy nie wie, co go czeka, gdy do salonu przychodzi blondynka. Ależ te pozory mylą…
Właściciel samochodu
Z nimi bywa różnie. Jeden jest uczciwy, a drugi udaje uczciwego. Jeden dba o samochód, pilnuje przeglądów, wymian filtrów, olejów. Od takiego warto kupić samochód, który ma przejechane sporo kilometrów. Nieuczciwy wciska przysłowiowy kit. Wszystko super, wymienione, aż z daleka czuć, że kręci. Więc i z właścicielem bywa różnie. Albo się uda kupić dobry samochód albo nie.
Trzeba być ostrożnym. Wszystko sprawdzać, jeśli jest taka możliwość. A po ewentualnym zakupie należy wymienić wszystkie filtry, oleje, pasek rozrządu. To dla naszego bezpieczeństwa i dłuższej eksploatacji nowo zakupionego samochodu.